Ilustracja do artykułu: Przystanki dla biegaczy

Komunikacja miejska to cudowny wynalazek. Zwłaszcza dla seniorów, którzy z powodu wieku zrezygnowali z jeżdżenia własnymi samochodami albo jak ja – nigdy tego nie robili. W Lublinie, mimo powszechnych narzekań, przybywa linii i pojazdów, autobusy i trolejbusy są coraz bardziej nowoczesne, a na przystankach można korzystać z wyświetlaczy. W dodatku seniorzy są uprawnieni do bezpłatnych przejazdów już po skończeniu 65 lat, co dodatkowo zachęca do korzystania z komunikacji miejskiej. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie problemy z bieganiną po przystankach i torowaniem sobie drogi do właściwego pojazdu.

 

Są w Lublinie takie przystanki komunikacji miejskiej, na których jednocześnie potrafi pojawić się nawet kilka pojazdów. Dotyczy to zwłaszcza centrum miasta, po którym w godzinach szczytu autobusy i trolejbusy jeżdżą dosłownie jeden za drugim. A jak pojazdów jest dużo, to i przystanki muszą być odpowiednio długie, aby te sznury aut pomieścić. I tu pojawia się problem, który bardzo utrudnia korzystanie z miejskiej komunikacji. Chodzi o konieczność biegania z jednego końca przystanku na drugi aby znaleźć się dokładnie w tym miejscu, w którym zatrzyma się nasz autobus. Bo zatrzymać się może wszędzie – i na początku zatoki, i w środku, i na końcu. Wszystko zależy od tego, ile pojazdów właśnie zmierza na przystanek i czy nasz jest pierwszy, drugi czy trzeci w kolejności.

 

Zresztą już na samym przystanku autobusy przesuwają się, podjeżdżają na miejsca zwolnione przez poprzedników i naprawdę trzeba mieć dużo szczęścia aby wyczuć, gdzie ostatecznie zostaną otwarte drzwi. A jeśli nie wyczujemy, to trzeba biegać wzdłuż przystanku i zderzać się z ludźmi, którzy biegają tak samo jak my, bo nie wyczuli gdzie może zatrzymać się ich autobus. Taka niedogodna dla pasażerów zatoka przystankowa znajduje się na przykład na Krakowskim Przedmieściu w pobliżu głównej bramy Ogrodu Saskiego.  Zaczyna się zaraz za przejściem dla pieszych na wysokości bramy, a kończy gdzieś daleko w stronę Uniwersytetu Medycznego. Odległość od jednego końca do drugiego – jakieś 100 metrów. Jak ogromny jest to dystans widać na zdjęciu wykonanym w wyjątkowym momencie, gdy na przystanku nie ma żadnego pojazdu. Widać też, że wyświetlacz z godzinami przyjazdu autobusów ulokowano na samym końcu przystanku. Czyli najpierw trzeba iść na koniec zatoki, a potem ustawić się najlepiej w środku, aby mieć blisko i w jedną, i w drugą stronę, a gdy autobus nadjedzie rzucić się we właściwym kierunku. Zupełnie jak robi to bramkarz w meczu piłkarskim.

 

O tym, że problem nie jest urojony świadczy oznakowanie przystanku przy Jana Pawła II na wysokości kościoła p.w. Świętej Rodziny. Ktoś jednak zdał sobie sprawę z tego, że pasażer powinien wiedzieć, w której części długiej zatoki zatrzyma się jego autobus. Dlatego wyraźnie, żółtymi liniami wymalowano strefę do wsiadania i wysiadania. Niestety, użyteczność tego pomysłu jest niewielka. Jeden autobus owszem zatrzyma się w wyznaczonym miejscu, ale gdy równocześnie podjadą dwa lub trzy, staną tam, gdzie im się uda.

 

Jak z perspektywy seniora, pasażera komunikacji miejskiej można rozwiązać ten problem? Rozsądnym wydaje się podzielenie długich przystanków na dwie strefy, z oddzielnymi słupkami, wyświetlaczami i wiatami. Część linii zatrzymywałaby się przy jednym słupku, część – na przykład skręcających później w innym kierunku – przy drugim. Tak jest na Krakowskim Przedmieściu przy budynku dawnej Gracji. Nie ma biegania i zderzania się z innymi pasażerami, jest porządek i spokój. Ponieważ jednak inwestycje w przystanki wymagają pieniędzy, a tych podobno miastu brakuje, pomysł raczej nie doczeka się realizacji.

 

Do pobrania:

Przystanki dla biegaczy

Przystanki dla biegaczy
Przewiń na górę
Skip to content